Dostępność informacji jest kluczowa dla wszystkich ich odbiorców. Zazwyczaj nikt o tym nie pamięta i przypomina sobie tylko w sytuacji, gdy niedostępność dotyka go osobiście. Czasem dzieje się to przez zaplanowane wydarzenie, a czasem los płata takiego psikusa.
W Brazylii wydano niedawno książkę w formach dostępnych dla osób niewidomych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie wydano jej drukiem. Zatem widzącym czytelnikom pozostało słuchanie audiobooka lub nauczenie się alfabetu brajla. Akcja miała na celu pokazanie, w jakiej sytuacji jest pół miliona niewidomych Brazylijczyków na codzień. Pomysł oryginalny, chociaż głęboko wątpię, czy przyniesie efekt zrozumienia wśród wydawców. Na szczęście w Polsce księgarnie zrezygnowały z DRM i niemal wszystkie książki elektroniczne są dostępne dla osób niewidomych.
Drugą historię przytaczam za tekstem Piotra Waglowskiego, opublikowanym dokładnie trzy lata temu. Tekst jest refleksją nad coraz bardziej skomputeryzowanym i zinformatyzowanym światem, gdzie coraz mniej zależy od ludzi, a coraz więcej od urządzeń. Jednak samo opisane zdarzenie dotyczy właśnie dostępności, bo w pewnym autobusie zepsuł się system wyświetlania przystanków i numeru autobusu. Od tego momentu wszyscy pasażerowie byli w sytuacji analogicznej do osób niewidomych, bo nie wiedzieli jakiej linii autobus dojeżdża na przystanek, ani jaki będzie kolejny przystanek na trasie. Kierowca przyjął na siebie rolę technologii asystującej i oznajmiał osobiście niezbędne informacje.
Dostępność informacji jest zatem kluczowa dla wszystkich, tylko większość nie zdaje sobie z tego sprawy, bo dla nich informacja jest tak po prostu dostępna. Oczekiwanie dostępnych stron internetowych, napisów w telewizji, czy możliwości dotykania eksponatów w muzeach uważają za ekstrawagancję – kosztowną i prawie nikomu niepotrzebną. Dlatego czasem czuję się jak wołający na pustyni, którego nikt nie chce słuchać. Zobaczymy, czy w najbliższy czwartek będzie inaczej.