Od półtora roku obowiązuje znowelizowana ustawa o radiofonii i telewizji. Zobowiązano w niej nadawców telewizyjnych do nadawania programów z udogodnieniami dla osób niepełnosprawnych sensorycznie. Okazuje się, że wokół interpretacji tego przepisu jest sporo nieporozumień.
Stosowny zapis ustawowy brzmi:
Art. 18a. 1. Nadawcy programów telewizyjnych są obowiązani do zapewniania dostępności programów dla osób niepełnosprawnych z powodu dysfunkcji narządu wzroku oraz osób niepełnosprawnych z powodu dysfunkcji narządu słuchu, przez wprowadzanie odpowiednich udogodnień: audiodeskrypcji, napisów dla niesłyszących oraz tłumaczeń na język migowy, tak aby co najmniej 10% kwartalnego czasu nadawania programu, z wyłączeniem reklam i telesprzedaży, posiadało takie udogodnienia.
Możliwe są zatem przynajmniej trzy interpretacje, które wymieniam poniżej od najbardziej liberalnej do najostrzejszej.
- Należy zapewnić 10 procent programów z jakimkolwiek udogodnieniem.
- Należy zapewnić po przynajmniej 10 procent programów z każdym z udogodnień, czyli 10% z napisami, 10% z tłumaczeniami na język migowy i 10% z audiodeskrypcją.
- Należy zapewnić 10% programów ze wszystkimi udogodnieniami, a niekompletne (na przykład z napisami i audiodeskrypcją,a bez tłumaczenia na język migowy) nie są wliczane.
Oczywistym jest, że nadawcy chcą interpretować ustawę na pierwszy sposób, bo zrobią cokolwiek i będzie dobrze. Jednak mniej oczywistym jest, dlaczego Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji popiera to stanowisko. Wydawałoby się, że powinna raczej chronić interesy widzów, niż nadawców. A może jestem w błędzie…
Za drugą interpretacją wypowiedział się Rzecznik Praw Obywatelskich w swoim stanowisku.. Podobnie wypowiedział się ponoć prof. Szymon Byczko, chociaż nie czytałem tego dokumentu. Obie interpretacje zostały przygotowane na prośbę Forum Dostępnej Cyberprzestrzeni, którego przedstawiciele brali udział w spotkaniach grupy roboczej przy KRRiT. Ja byłem na jednym z nich, więc trudno jest mi osądzać o wszystkich, ale wyglądało na to, że nadawcy chcą dać jak najmniej, a KRRiT podziela to stanowisko. Podlinkowany wcześniej dokument RPO poważnie zaniepokoił KRRiT, a nawet wywołał wzburzenie, więc chyba dobrze, że się ukazał.
Sprawa nie jest prosta i wymaga wielu wyjaśnień. Na przykład tego, że język migowy i system językowo-migowy nie jest tym samym.. Druga to taka, że – jak to podkreślono także w stanowisku RPO – udogodnienia nie są ekwiwalentne i można robić którekolwiek. Dla osób niewidomych i słabowidzących jest tylko audiodeskrypcja, a dla Głuchych – język migowy. Obie grupy wcale lub prawie wcale nie skorzystają z napisów.
Najżałośniejsze były argumenty natury finansowej, że nadawcy nie podołają takim oczekiwaniom. Zostawię czytelników z rozważaniem, ile mogą kosztować napisy do filmu i jak się ma do tego wynagrodzenie Doroty Rabczewskiej jurorującej w misyjnym programie na lodzie. Audiodeskrypcja kosztuje kilkaset złotych za godzinę programu, a tłumaczenia na język migowy – mniej więcej tyle samo. Dowodem na to, że to się da, niech będzie telewizja MiniMini, w której już od dłuższego czasu można oglądać kreskówki z tłumaczem języka migowego. W tym miejscu warto to szczególnie docenić, bo niesłyszące dzieci jeszcze nie potrafią czytać, a zatem napisy także nie są dla nich. A zatem w takiej telewizji się da, a w największych telewizjach – nie da rady?Pozostawiam do rozważenia.