Przeczytałem ostatnio bardzo ciekawy tekst, będący transkrypcją dyskusji pomiędzy tuzami świata cyfrowej dostępności. Poruszali tematy ciekawe i zbyt rzadko omawiane w środowisku dostępnościowym, a mianowicie o nadziejach, jakie dla cyfrowej dostępności niosą zaawansowane algorytmy, w tym uczenie maszynowe i sztuczna inteligencja. Bardzo zachęcam do przeczytania tekstu, a poniżej kilka moich refleksji.
Panowie omawiali to, co już istnieje na rynku, na przykład teksty alternatywne tworzone przez zaawansowane algorytmy rozpoznawania obrazu. Nie zgadzam się z końcową konkluzją, że lepszy jest taki tekst alternatywny, niż żaden. Nadal uważam bowiem, że te automatyczne opisy to ściema. Moim zdaniem lepszy jest brak informacji, którą można przecież zdobyć, niż informacja wprowadzająca w błąd.
Dużo lepiej jest z automatycznym rozpoznawaniem tekstu, którego skuteczność jest na tyle wysoka, że można tej technologii zaufać. Oczywiście o ile nie jest to starodruk lub wyjątkowo wydziwiony krój pisma lub wręcz pismo odręczne. Dobrze jest także z rozpoznawaniem mowy i dodawaniem napisów do filmów, chociaż tu skuteczność jest mniejsza, a zatem błędów pojawia się całkiem sporo.
Panowie omawiali także możliwości symulowania żywego użytkownika, aby testy dostępności zautomatyzować w większym stopniu, niż dzieje się to obecnie. W ogóle wątek automatycznych badań dostępności jest szczególnie ciekawy, bo rozmówcy twardo uważają, że automat nie jest w stanie zastąpić człowieka. Zgadzam się z tym, chociaż oprogramowanie może całkiem nieźle wspomagać proces badania. W rozmowie wspomniano także o próbach zaprzęgnięcia uczenia maszynowego do lepszej diagnostyki dostępności stron internetowych. Innymi słowy – by automat lepiej radził sobie z odróżnianiem błędów od rozwiązań poprawnych. Może czas znowu zacząć drążyć temat, skoro algorytmy są coraz doskonalsze, a komputery coraz szybsze.
Algorytm musi się uczyć od człowieka i to kompetentnego. Zatem analizując wstępnie stronę, może pokazywać miejsca budzące wątpliwości z pytaniem – jest dobrze, czy nie? A człowiek musi mądrze odpowiadać, by maszyna mogła się rozwijać. Do tego potrzebny jest odpowiednio zaawansowany automat badający i kompetentny operator. I nadal pewnie daleko z tym nie dojedziemy, bo są kryteria sukcesu, przy których próby stworzenia walidatora muszą spalić na panewce.
Tekst jest naprawdę ciekawy i inspirujący. Brakuje mi takich dyskusji w Polsce. Może ktoś chciałby coś podobnego zorganizować, abyśmy nie zostawali w tyle…