Wczoraj, to znaczy 16 kwietnia 2019 roku Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda poinformował o podpisaniu ustawę o cyfrowej dostępności stron internetowych i aplikacji mobilnych podmiotów publicznych. W ten sposób Polska dopełniła obowiązku wdrożenia dyrektywy, chociaż z półrocznym opóźnieniem. Ostateczny kształt ustawy nie zadowala chyba nikogo, co może świadczyć, że jest wyważona. Tworzenie tego aktu prawnego trwało 11 miesięcy i było wokół tego sporo zawirowań.
Praca w Ministerstwie Cyfryzacji
Nad projektem ustawy pracował od maja zeszłego roku Adam Pietrasiewicz. Należą mu się słowa uznania, bo podjął się zadania trudnego, chociaż ze wsparciem zespołu prawników z ministerstwa. Właściwie od początku konsultował swoje pomysły z osobami, z którymi wcześniej działał w obszarze dostępności. Ja też przyglądałem się temu procesowi z nadzieją, bo moim zdaniem wcześniejsze przepisy nie działały. No i urodził się projekt ustawy.
Konsultacje resortowe i społeczne
Potem przyszedł trudny czas, gdy projekt został poddany krytyce w konsultacjach społecznych. Uwag było kilkaset, w tym także wzajemnie sprzecznych. Odbyła się też konferencja uzgodnieniowa, prowadzona przez dyrektora Roberta Króla, w której brałem udział. Siedziałem wtedy w ministerstwie bite 7 godzin przedstawiając także uwagi przygotowane przez Forum Dostępnej Cyberprzestrzeni. Sporo się wtedy wyjaśniło, a trochę też udało się poprawić. Niestety – w projekcie zabrakło rozwiązań przeznaczonych dla osób głuchych, czyli tłumaczeń na język migowy.
Adam poprawiał i poprawiał projekt. Nawet nie chcę myśleć, ile wersji dokumentu powstało, chociaż różniły się raczej w dużych szczegółach, niż jakoś fundamentalnie. Podstawą była przecież dyrektywa. Powstał dokument stosunkowo krótki, chociaż wcale nie łatwy do zrozumienia. To zresztą jest chyba największa wada tej ustawy. Rozbudowany zakres podmiotowy, liczne wyłączenia i okresy dostosowawcze utrudniają czytanie i zrozumienie. Potrzebne będą wyjaśnienia, a z czasem też interpretacje.
Projekt trafia do parlamentu i zaczyna się jazda
Zatwierdzony projekt ustawy trafia do Sejmu, by nasi wybrańcy mogli się nad nim pochylić. I wtedy pojawia się znienacka pismo sygnowane przez szefa Łódzkiego Sejmiku Osób Niepełnosprawnych, w którym żąda się wyłączenia spod obowiązku organizacje pozarządowe. Za pismem stoi Jerzy Płókarz, który ewidentnie wziął za punkt honoru uratowanie organizacji pozarządowych przed dostępnością stron internetowych. Projekt trafia do komisji sejmowej, na której stronę społeczną reprezentuje tylko pan Płókarz i posłowie dają się przekonać. To pokazuje, w jaki sposób można wpływać na powstające prawo w ostatniej chwili i jednoosobowo, jeżeli tylko ma się czas i energię.
Kiedy dowiedzieliśmy się o tej sytuacji, zareagowaliśmy natychmiast. Od tej pory grupa osób z organizacji pozarządowych stawiała się karnie na posiedzenia komisji sejmowej i senackiej. Sejmik cofnął też poparcie dla pana Płókarza, który do senatorów pisał już tylko w imieniu swoim i swojej organizacji. Przygotowaliśmy apel, a Monika Szczygielska napisała tekst wyjaśniający, że zapisy ustawy nie są groźne dla organizacji pozarządowych. W obronie ustawy wsparł nas senator Jan Filip Libicki, który ewidentnie zna od dawna pana Płókarza. Udało się, chociaż były straty. Ucierpiała jakość i zrozumiałość przepisów, a w szczególności artykuł 8, który stał się prawie zupełnie niezrozumiały.
Organizacje pozarządowe i dyskusja o ustawie
Ciekawie było obserwować, w jaki sposób zachowują się organizacje pozarządowe w tej całej sytuacji. Te zajmujące się dostępnością poparły zapisy o obowiązkach nałożonych na część organizacji, w tym działające na rzecz osób niepełnosprawnych. Jednakże inne były niechętne, a nawet wrogie. Spotkałem się nawet z wypowiedzią, że to zniszczy ruch obywatelski. Uczestniczyłem także w spotkaniu z przedstawicielami Łódzkiego Sejmiku Osób Niepełnosprawnych, który cofnął poparcie dla pana Płókarza, gdy zorientował się, co sygnuje, ale jednak nie zrobił kroku dalej. Inne organizacje działające na rzecz osób niepełnosprawnych siedziały cicho, chociaż pewnie część podzielała obawy, że ten nowy obowiązek będzie trudny do zrealizowania. Opisałem całą sytuację na liście osób niewidomych i zostawię tu cytat z Patryka Doeringa:
Jest o co kruszyć kopie. Jak można działać na rzecz środowiska osób niepełnosprawnych, a jednocześnie chcieć mieć niczym nie ograniczoną swobodę w kopaniu fos, stawianiu murów, zasiek z drutu kolczastego przed wejściem do swojej organizacji. To jest czyste kuriozum. Albo działamy na rzecz, zgodnie z określonymi potrzebami danego środowiska, albo płyniemy pod prąd. Pan Płókarz wybrał drugą opcję.
Cała sprawa warta jest głębszej analizy, bo zahacza o kwestie misyjności organizacji pozarządowych. Dla mnie było to ciekawe doświadczenie, dające mi materiał do przemyśleń.
Wypowiedź z listy dyskusyjnej osób niewidomych Typhlos
Co dalej?
Jeżeli ktoś myśli, że obowiązki zostały nałożone tylko na urzędy i część organizacji pozarządowych, to się grubo myli. Poważne obowiązki są nałożone na Ministerstwo Cyfryzacji. Ma ono za zadanie uczyć o dostępności, monitorować sytuację, a czasem też karać. To ostatnie pewnie nie nastąpi nigdy, ale kto wie.Robotę będą miały też organizacje strażnicze, mogące zgłaszać problemy z dostępnością stron internetowych i aplikacji mobilnych. Programiści i projektanci będą musieli nauczyć się nowych rzeczy i wyzbyć się starych nawyków. Za kolejne 7 lat będzie można powiedzieć, czy się udało, czy też nie i trzeba szukać kolejnych sposobów. A w Polsce Global Accessibility Awareness Day (GAAD) powinien być organizowany w kwietniu, a nie w maju.