Nie potrzebuję platformy udostępniającej książki

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (MKiDN) postanowiło sfinansować powstanie platformy udostępniającej książki niepełnosprawnym czytelnikom. Przeczytałem notatkę i mam sporo wątpliwości, co do sensowności tej inicjatywy. Podejrzewam, że jest to odpowiedź na problem, który od pewnego czasu nie istnieje.

Czytam bardzo dużo, chociaż nie korzystam z biblioteki dla niewidomych. Od kilku lat po prostu kupuję e-booki i audiobooki w internetowych księgarniach. Mój smartfon zawsze jest ich pełen, a wydaję na to może 40-50 złotych miesięcznie. Mam dostęp do nowości wydawniczych w tym samym czasie, co inni klienci, bo w Polsce dokonała się swego czasu rewolucja w sprzedaży książek przez internet. Ta rewolucja to przejście z zabezpieczeń typu DRM do zabezpieczeń znakiem wodnym. Od tego czasu niewidomi czytelnicy mogą po prostu kupić sobie e-booka i czytać go na swoim smartfonie lub specjalistycznym urządzeniu do odtwarzania książek.

Monika Cieniewska – dyrektorka biblioteki dla niewidomych – dosyć często powtarza, że książki dostępne dla osób niewidomych to zaledwie 5% zasobów. Tak z pewnością było kiedyś, ale te czasy dawno minęły. Teraz większość nowości i ponownych wydań pojawia się w wersjach elektronicznych, a dzięki rezygnacji z DRM – są do wykorzystania przez osoby niewidome. Robert Drózd z mojego ulubionego serwisu o e-bookach publikował rankingi najpopularniejszych książek, w którym oznaczał te, które są w postaci e-booków. Ranking ze stycznia pokazuje, że 80% książek jest oferowanych w formie elektronicznej, a sam autor podkreśla, iż jest to wynik stosunkowo słaby.

Oczywiście nie oznacza to, że dostęp do e-booków jest pełny. Co jakiś czas szukam e-booka, na przykład za pomocą porównywarki cen i czegoś nie znajduję i nawet nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Zdarza mi się to jednak niezbyt często i traktuję to jako wyjątek, a nie zasadę. Tak więc nie czuję się obecnie wykluczony z czytelnictwa. Z mojego punktu widzenia platforma wspominana na początku, nie jest mi do niczego potrzebna. No chyba, że będą tam rzeczy, których nie znajdę w sklepie. Bo tak naprawdę to chyba nie chodzi o dostęp, a korzystanie za darmo. Niewidomi czytelnicy przyzwyczaili się do tego, że książki są za darmo i nie należy tego zmieniać. Ja też nie jestem święty i korzystałem z plików tekstowych nie płacąc za nie. Miałem jednak dobre uzasadnienie, jakim był brak wersji dostępnej dla mnie. Teraz już jest to nieaktualne, więc po prostu kupuję książki, jak inni klienci.

Jest jeszcze jeden wątek w tej platformie, czyli wymiana międzynarodowa. Chodzi o dostęp do zasobów poza granicami Polski oraz dostęp do polskich zasobów dla osób poza Polską. Jest to problem dotyczący stosunkowo niewielkiej grupy osób, ale za to bardzo dla nich dotkliwy. Traktat z Marakeszu miał rozwiązać problem regionalizacji prawa autorskiego, ale wciąż nie jest ratyfikowany choćby przez USA. Ma on pozwalać na korzystanie z zasobów książkowych przez osoby mieszkające w krajach o zróżnicowanym prawie autorskim. Trudno nie napisać tu refleksji, że ma on rozwiązywać problem, którego wcale być nie powinno… Paradoksalnie więc osoba niewidoma łatwiej przeczyta książkę kupioną w Amazonie, niż otrzyma ją z zasobów Biblioteki Kongresu. No chyba, że ją kupi, a potem się okaże, że nie może jej czytać ze względu na ograniczenia regionalne. Tak się przydarzyło mojemu znajomemu, który musiał łamać zabezpieczenia legalnie kupionej książki.

Reasumując – nie wiem, czy taka platforma jest potrzebna niewidomym czytelnikom. Pewnie się przyda, bo będzie kolejnym miejscem do pobierania darmowych książek, obok Chomika i Rapidshare. Utrwali też przekonanie, że książki są za darmo. I wcale nie jestem pewien, czy mi się to podoba.