Analiza przypadku – o tym, jak nie założyłem konta pocztowego w dwóch najpopularniejszych serwisach

Zaledwie kilka dni temu wypełniłem ankietę, w której podałem, że dostępność sieci w ostatnim roku wzrosła. Zełgałem jak pies i przekonałem się o tym dzisiaj. Próbowałem bowiem założyć nowe konto email dla koleżanki i sam zaproponowałem, że może to być Gmail lub Outlook.com. Koleżanka nadal nie ma konta.

Zacząłem od Gmail, bo jakoś tak ostatnio polubiłem te usługi od Google. Po krótkim klikaniu znalazłem formularz rejestracyjny i zacząłem wypełniać. Szło nieźle, chociaż dziwne kontrolki zamiast zwykłych rozwijanych list mnie irytowały. Na końcu CAPTCHA graficzna z możliwością zamiany na dźwiękową – oczywiście po angielsku. Zgrzytnąłem zębami i przepisałem pięć cyferek, a następnie kliknąłem przycisk kolejnego kroku. Tutaj utknąłem na amen. Pojawiło się okienko modalne z warunkami, czyli standardowa informacja o szpiegowaniu i przejmowaniu moich danych, a na końcu sakramentalne “zgadzam się”. Sęk w tym, że przycisk był nieaktywny i nie mam pojęcia dlaczego. Naklikałem się, anulowałem, poprawiałem hasła, które w międzyczasie szlag trafił i bez efektu… Przycisk był nieaktywny i nie potrafiłem pójść dalej. Obraziłem się i poszedłem do konkurencji.

Poczta od Microsoft jest jeszcze dostępniejsza od Gmaila, ale pod warunkiem, że już się ją ma. Przy próbie zarejestrowania konta też jest CAPTCHA i do tego bardziej wyrafinowana od tej z Google. Jej dźwiękowa wersja wymagała ode mnie przepisania zestawu słów angielskich wyławianych z szumu i bełkotu. O ile jednak rozpoznanie liczebników na stronie Google jakoś mi poszło, to na tych wyrazach poległem. Po prostu były za mało wyraźne w szumie, a i mój angielski jest zbyt ograniczony. Druga megakorporacja wypluła mnie i moje potrzeby.

Ostatecznie ciesze się, że zakładałem sobie te konta wiele lat temu. Konto od Microsoftu mam pewnie z 15 lat. Teraz nie dałbym rady go założyć. Dla ciekawych – moja wtyczka do łamania obrazków odmówiła posłuszeństwa i nie chciała się zalogować. Potwierdza się zatem moja teza, że CAPTCHA to wymysł szatana, a Google musi jeszcze popracować nad dostępnością swoich usług. A koleżanka pewnie się przeprosi z jakimś polskim serwisem emailowym.