Skończyły się żarty

Od teraz wszystkie strony internetowe podmiotów realizujących zadania publiczne muszą być z godne z wymaganiami zawartymi w rozporządzeniu RM o Krajowych Ramach Interoperacyjności. Trzy lata temu zacząłem pisać ten blog, by pomóc – w miarę moich możliwości – w dochodzeniu do zgodności z WCAG 2.0. Poświęciłem temu setki, a może nawet tysiące godzin pracy, za którą nikt mi nie płacił. No więc teraz oświadczam, że żarty się skończyły.

Ustawa o informatyzacji i rozporządzenie o KRI nie mają zębów i wielu urzędników to widzi. Dlatego dostępność publicznych serwisów internetowych jest wciąż tak odległa. Widać pewne postępy, szczególnie w wypadku jednostek centralnych, ale to przecież kropla w morzu. Nie umiem zrozumieć, dlaczego ZUS może mnie ścigać za brak deklaracji i składek, a ja nie mogę ścigać ZUS za jego straszny system PUE? Dlaczego wciąż nie mogę złożyć pisma przez EPUAP, chociaż z moich podatków sfinansowano ten system? Dlaczego Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, PFRON i inne ważne instytucje dostarczają mi niedostępne generatory wniosków? Dlaczego wciąż otrzymuję dokumenty w postaci skanów dokumentów papierowych i to nawet z resortu od informatyzacji?

Nie wierzę, że to brak pieniędzy. Te urzędy wydają tak ogromne pieniądze na systemy informatyczne, że mogą wymagać od wykonawców, by były one dostępne. To zwyczajne lekceważenie mnie jako obywatela, bo nie jestem chamem ze sztachetą w ręku. Wczoraj byłem w amerykańskim Access Board, czyli instytucji federalnej odpowiadającej za standardy dostępności. Wcześniej w Departamencie Pracy i Departamencie Stanu. Po tych wizytach wiem, że oni akurat faktycznie nie mogą, a za to bardzo chcą. Mają jednak mechanizm, którego w Polsce bardzo mi brakuje. Jeżeli ktoś nie wypełnia zobowiązań – można go pozwać do sądu. I sąd rozstrzygnie. Tam system daje obywatelowi do ręki broń, której w Polsce nie ma. A może jednak jest?…

W każdym razie – żarty się skończyły. Chcę być traktowany jak inni obywatele i zamierzam poszukać broni przeciwko niemożności. Nie będę walczył na oślep i przeciwko wszystkim, bo to też nie ma sensu, ale mam zamiar reagować za każdym razem, gdy niedostępność cyfrowa dotknie mnie osobiście. Jeszcze nigdy nie wystąpiłem przeciwko nikomu na drogę sądową, ale wszystko jest dla ludzi. Mieli trzy lata na proces udostępniania serwisów internetowych, więc nie ma usprawiedliwienia.