Przez ładnych kilka lat serwisy społecznościowe w rodzaju Facebooka, Twittera, czy polskiej Naszej Klasy nie dbały o dostępność. Jeżeli nawet były użyteczne, to raczej przypadkiem, na przykład poprzez wersję mobilną. Sam kupiłem aplikację, która jest klientem Twittera dla Windows, bo korzystanie przez stronę było dla mnie niewygodne. Sytuacja jednak wciąż się poprawia, na co zwraca uwagę Marco Zehe w swoim wpisie poświęconym temu zagadnieniu. Wcale jednak nie mam pewności, czy ta dostępność idzie w dobrym kierunku.
Programiści Facebooka i Twittera wkładają sporo pracy w udostępnianie interfejsów ich aplikacji webowych. Implementują technologię ARIA, dorabiają skróty klawiaturowe, tworzą tutoriale. Wygląda to wszystko bardzo obiecująco i – trzeba to przyznać – robią postępy. Jednak jest to dostępność nieco dziwna i często trudna do zaakceptowania dla niepełnosprawnych użytkowników tych serwisów. Na czym polega problem? Ano na tym, że nie jest to intuicyjne i przyjazne, nawet jeżeli jest dostępne.
Za przykład niech nam posłuży Twitter, w którym można przemieszczać się po kolejnych wpisach za pomocą jednoliterowych skrótów. Akcje też są wykonywane podobnymi skrótami, a zatem retweetowanie, dodanie do ulubionych czy skomentowanie wykonywane jest pojedynczym klawiszem. Wygląda to na bardzo dobre rozwiązanie, a do tego podobne stosowane jest na Facebooku i w różnych aplikacjach od Google. Sęk w tym, że nie ma tu żadnej konsekwencji, logiki czy intuicyjności. Po prostu trzeba się tego nauczyć na pamięć i do tego dla każdej aplikacji oddzielnie. Pomyłka może zaś kosztować nerwy, bo prześlemy dalej jakiś wpis lub polubimy coś, czego polubić lub przesłać wcale nie chcieliśmy. Lepiej zatem z tych rozwiązań nie korzystać.
A co w takim razie jest intuicyjne? Jeżeli ma to być aplikacja, to powinna działać przynajmniej z grubsza jak aplikacja na komputerze. Tam podstawowymi klawiszami nawigacji są tabulator, kursory i spacja. Oś z tweetami wyobrażam sobie jako zwykłą listę lub rozwijane drzewko dla prezentacji wątków. Przyciski do akcji dostępne zaś byłyby po przejściu tabulatorem lub rozwinięciu menu kontekstowego. Nie odrzucam skrótów klawiaturowych w ogóle, ale mogą one być tylko uzupełnieniem, a nie podstawową formą wchodzenia w interakcje. Wyuczenie się wszystkich skrótów to ogromne obciążenie dla pamięci, najczęściej niewarte wysiłku. Dla kalendarza Google pamiętam tylko dwa: do tworzenia i edycji wydarzenia. A kolekcja jest ogromna. Dla Twittera i Facebooka nie umiem zapamiętać żadnego, chociaż przez mgłę kojarzą mi się klawisze “k” i “l”. Może jednak źle pamiętam…
Ogromną zaletą interfejsów aplikacji komputerowych jest to, że nie muszę pamiętać skrótów. Mogę funkcje wybierać z menu, wstążek lub pasków narzędzi. Przydatne i często używane skróty same wchodzą do głowy. Tutaj nie mam tego komfortu i muszę uczyć się od razu dziesiątków kombinacji dla każdej aplikacji oddzielnie. Ja jestem użytkownikiem wytrwałym i cierpliwym i zazwyczaj jakoś to oswajam. Znam jednak wielu niewidomych użytkowników, dla których jest to trudność nie do przeskoczenia i nie podejmują nawet prób zapamiętania i oczekują podobieństwa do już znanych rozwiązań. A skoro użytkownicy tego oczekują, to należy im to dać.
Wydaje się, że jest to ślepa uliczka rozwoju dostępności webowej. Chyba że użytkownicy będą korzystać niemal wyłącznie z rozwiązań webowych, a nie stacjonarnych i zostanie przełamana bariera poznawcza. Może jednak warto szukać bardziej uniwersalnych rozwiązań. Zastanawiam się też, czy robione są testy UX z niewidomymi użytkownikami, czy tylko testy A11Y… Te interfejsy są dostępne, ale na tyle mało użyteczne, że przestaje to mieć znaczenie. UX, użyteczność i dostępność to w sumie jedno i nie należy traktować ich odrębnie.