Wczoraj byłem na międzynarodowej konferencji poświęconej prawom autorskim Copycamp i była to już trzecia moja obecność na tej corocznej imprezie. Jednak po raz pierwszy odważyłem się wystąpić, by opowiedzieć o problemach na styku dostępności i prawa autorskiego albo o tym, kiedy osoby niepełnosprawne mogą być konsumentami kultury. Mam nadzieję, że jasno to wyłożyłem, ale o tym przekonam się pewnie za jakiś czas. Muszę przyznać, że lubię tą atmosferę, jaką tworzą organizatorzy Copycampu. Jest profesjonalnie, a jednocześnie bardzo pozarządowo. Poniżej zaś kilka słów o tym, co chciałem przekazać słuchaczom.
Prawo i życie
Na początek wyjaśniłem, czym jest dostępność i dlaczego jest ważna dla niepełnosprawnych konsumentów kultury. Wskazałem odniesienie w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz opisałem trzy sposoby udostępniania filmów. Filmy wziąłem sobie za przykład problemu, bo nieźle się do tego nadają. Opisałem krótko czym są napisy dla osób niesłyszących, tłumaczenia na język migowy i audiodeskrypcja, a potem pokazałem dlaczego telewizje mają z tym kłopot prawny.
Przykłady z historii
Aby unaocznić problem opisałem dwie sytuacje z niedawnej przeszłości:
- Problemy z szeroką dystrybucją napisów i audiodeskrypcji, jakie przygotowała Fundacja Kultury bez barier. Włożono wiele pracy i pieniędzy w ich opracowanie i muszą leżeć w szufladach lub być wykorzystywane w ograniczony sposób na specjalnych pokazach.
- Sprawa napisów do wywiadu ze zwyciężczyniami konkursu Miss Deaf Poland. Telewizja publiczna nie zrobiła napisów, więc w czynie społecznym zrobili to inni. No i TVP uznała to za złamanie prawa autorskiego, co zresztą jest prawdą i dopiero po awanturach wycofali się ze ścigania “piratów”.
Propozycja rozwiązania
Posunąłem się do zaproponowania rozwiązania problemu w sposób prawny. Otóż można zmodyfikować art. 33(1) ustawy o prawie autorskim. Należy usunąć przynajmniej dwa warunki, to znaczy niezarobkowy charakter wykorzystania utworu i ograniczanie grupy odbiorców. Bez tego nadal będzie to nisza zapełniana przez nieliczne organizacje pozarządowe.
Inaczej jest z e-bookami
Na koniec podałem przykład e-booków, które po okresie błędów i wypaczeń, czyli stosowania zabezpieczeń DRM, pojawiły się ze znakami wodnym. DRM sprawiał, że były dla osób niewidomych bezużyteczne, a znak wodny pozwala na wygodne kupowanie i odczytywanie ich na niemal dowolnym urządzeniu. A zatem da się, gdy zabezpieczenia są na sensownym poziomie. A na koniec pokazałem fragment z Konwencji o prawach osób z niepełnosprawnościami, który zaleca, by prawo autorskie nie stwarzało barier w dostępie do kultury.
Podobno będą nagrania z prezentacji, więc jak tylko dopadnę, to podlinkuję. Chyba że będę się wstydził tego występu.