Filmowa historia z happy endem

Od czasu do czasu poruszam tutaj temat konfliktu na styku dostępności i prawa autorskiego. Bo tak naprawdę jest nad czym się zastanawiać i interpretować. Za przykład niech nam posłuży historia małego wywiadu, jaki przeprowadziła Telewizja Polska z Miss Polski Niesłyszących. A było to tak…

Co dwa lata organizowany jest w Polsce konkurs piękności, w którym udział biorą dziewczyny niesłyszące. Jest to wydarzenie ważne dla środowiska osób niesłyszących, bo z jednej strony medialne, a z drugiej – można się pokazać od najładniejszej strony. Zwłaszcza gdy zazwyczaj z osobami niesłyszącymi kontakt mamy ograniczony. Dziewczyny pokazują się w sukniach wieczorowych, kostiumach kąpielowych, prezentują swoje talenty i wybierana jest Miss. Potem zaproszenie do TVP na wywiad, a jeszcze potem zaczyna się problem.

Gdzie są napisy?

Ponieważ jest to wydarzenie ważne, to duża część środowiska chce zobaczyć i usłyszeć, jak zwyciężczyni wypadła w telewizji. No i nie dowiadują się, bo podczas emisji TVP nie zadbała o napisy. Do tego można się jakoś pewnie przyzwyczaić, ale środowisko wzięło sprawy we własne ręce. Ktoś zdobył film z wywiadem, ktoś dorobił w czynie społecznym napisy i całość trafiła do serwisu YouTube, żeby wszyscy zainteresowani mogli się z nim zapoznać. Szczęście trwało krótko, bo TVP zgłosiła pretensje do filmu i ten został z YouTube usunięty. W środowisku zawrzało.

Oddajcie napisy!

TVP jest telewizją publiczną i ma jakąś tam misję do zrealizowania. Ja nie bardzo rozumiem, o jaką misję chodzi, bo z telewizji już zrezygnowałem, ale często słyszę, że powinienem płacić na tą misję dużo pieniędzy. Jest też ustawa o radiofonii i telewizji, która obliguje nadawców do zapewnienia usług dla osób niepełnosprawnych wzrokowo i słuchowo. TVP stara się w możliwie ograniczonym zakresie realizować te obowiązki, bo jakoś nie mieści się to w misji. Jest wreszcie ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych i w niej art 331, na podstawie którego dołożono napisy do filmu. Po przyjrzeniu się temu przepisowi trzeba przyznać, że racja jest raczej po stronie osób niesłyszących, bo skorzystano z już rozpowszechnionego utworu, dostosowano go do potrzeb odbiorców z konkretnym rodzajem niepełnosprawności i to wszystko nie ma charakteru zarobkowego. Więc dlaczego film zdjęto?

Szybko uruchomiono akcję w tej sprawie, angażując środowisko osób niesłyszących i organizacje pozarządowe. O dziwo – przyniosła skutek i wkrótce nadeszła odpowiedź TVP, w której całą odpowiedzialność zrzucono na system blokowania nielegalnych treści w YouTube i na osobę, która dorobiła napisy. Pismo zawiera – a jakże – informacje o misyjności programu oraz całą litanię zasług w oferowaniu dodatkowych usług dla osób niepełnosprawnych sensorycznie. Można by powiedzieć, że film zakończył się happy endem, ale pozostają jednak pytania, a do nich brakuje odpowiedzi.

Co z tymi napisami?

Ton wypowiedzi pisma przesłanego przez TVP jest pełen łaskawości. Prosto mówiąc – ludzki pan wybacza zbłąkanym owieczkom i pochyla się nad ich niedolą. Do tego pokazując ładne dziewczyny wypełnia misję. Jak jest jednak naprawdę? Czy osoby niesłyszące złamały prawo autorskie, czy też poruszały się w jego ramach? Jeżeli złamały, to jak należy zmienić to prawo, żeby w takich sytuacjach go nie łamać? Jeżeli nie złamały, to dlaczego jakiś system blokuje treści zupełnie legalne?

Jak się głębiej zastanawiać, to pytań może być znacznie więcej. Na przykład, czy to nagranie w ogóle należy uznawać za utwór? Ja wiem, że w zasadzie mieści się w definicji utworu, ale jeden z moich znajomych grubiańsko, acz malowniczo stwierdził, że melodyjne pierdzenie też się mieści. Czy każdy wykwit techniki multimedialnej musi być od razu uznawany za utwór, bo inaczej artyści umrą z głodu? Albo inne pytanie – dlaczego TVP spółka akcyjna ma prawa autorskie do utworów wyprodukowanych za publiczne pieniądze? Sami wszak w swoim piśmie stwierdzili, że program powstał w ramach misji. Jestem też bardzo ciekaw, czy udział w prawach majątkowych mają osoby, które w wywiadzie wystąpiły, czy też musiały się ich zrzec podpisując jakiś dokument tuż przed audycją. Na fali akcji społecznej pojawił się pomysł, by zorganizować debatę na temat dostępność a prawo autorskie. Uważam to za świetny pomysł, chociaż warto też poruszać temat prawa autorskiego na szerszym tle. Aby zaś zrekompensować trud tym, którzy doczytali tekst do tego miejsca – zapraszam do obejrzenia filmu, który wrócił do YouTube.

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=VASEiYKuYGk]

A tu bezpośredni link do filmu