Wczoraj uczestniczyłem w uroczystości rocznicowej w Pałacu Prezydenckim. Rok temu prezydent Bronisław Komorowski ratyfikował Konwencję NZ o prawach osób niepełnosprawnych. Rok to dużo, więc nie zdziwiło mnie, że musiał przeczytać z kartki nazwę traktatu. Nie będę referował całej imprezy, a skupię się tylko na jednym temacie, który wiąże się z komunikacją.
Pierwsze wystąpienie oddano studentowi fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Michał Woźniak ma dziecięce porażenie mózgowe, które poważnie ograniczyło jego motorykę. Jak to ładnie ujął – “Moje ręce mają własne zdanie”. Podczas wystąpienia był jednak zupełnie inny problem – mówił bardzo, a właściwie całkowicie niezrozumiale. Był to właściwie bełkot, a nie artykułowana mowa, więc zaniepokoiłem się, jak sobie poradzą tłumacze języka migowego. Mój sąsiad potwierdził, że też nie zrozumiał ani słowa.
W tym momencie nastąpiło zaskoczenie, bo z głośników popłynęła mowa syntetyczna. Pan Woźniak wyjaśnił, że zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń i dla naszego komfortu posłuży się sztuczną mową, zamiast samemu mówić. Nagrania były przygotowane wcześniej i wmontowane w prezentację i chociaż jakiś problem techniczny sprawił, że ginęły gdzieś ostatnie sylaby wystąpienia, to jednak dotarło ono do odbiorców. Na koniec prelegent, z ogromnym wysiłkiem wyartykułował “Dziękuję”.
Wykorzystanie sztucznej mowy nie jest bardzo odkrywcze, bo stosuje je od dawna znacznie bardziej znany fizyk – Stephen Hawking. Jednak bardzo podobał mi się brak ostentacji w prezentowaniu swojej niepełnosprawności i skorzystanie z nowoczesnych technologii dla przełamania bariery komunikacyjnej. To Przełamywanie nie zawsze jest proste, o czym może świadczyć anegdota, którą opowiedział.
Otóż do komunikowania się z innymi ludźmi korzysta nie tylko z syntezy mowy, ale z rozwiązań prostszych. Pisze po prostu na klawiaturze telefonu komórkowego to, co chciałby powiedzieć i pokazuje to rozmówcy. To działa z ludźmi, którzy wiedzą, o co chodzi, ale na ulicy bywa inaczej. Bywa że człowiek zaczepiony na ulicy lub w sklepie, widząc bełkoczącego osobnika pokazującego telefon komórkowy, kiwa akceptująco głową, uśmiecha się dobrodusznie i mówi “”Ładny masz telefon…” No i komunikacja leży, pomimo wysiłków pana Michała.
Było też o języku migowym i to w dwóch smakach. Matka dwojga niesłyszących dzieci opowiadała o edukacji specjalnej, dwujęzyczności i wadze języka migowego dla komunikowania się. Potem głos zabrała jej córka, która na migi opowiedziała, że komunikowanie się ze społeczeństwem jest trudne i szkoda, że ona nie mówi, a inni nie znają języka migowego. Słyszałem to już wiele razy i rozumiem te problemy, na ile oczywiście osoba słysząca może je zrozumieć. Drugi smak to wystąpienie podczas dyskusji przedstawicieli stowarzyszenia kontestującego Polski Związek Głuchych. To ci sami, co zorganizowali na początku lipca manifestację głuchych. Czegóż nie było w tym wystąpieniu… Było o rentach, ulgach w przejazdach, języku migowym, PZG i wszystkim, co ślina na ręce przyniosła.Większość z tego to były bzdury i do tego niezgodne ze stanem faktycznym. Zakładam, że wynikało to też z problemów komunikacyjnych, a nie ze świadomego wprowadzania w błąd.
Mamy zatem dwie strony medalu komunikacyjnego. Z jednej pan Michał, który dokłada starań, by się z innymi dogadać. Z drugiej środowisko, które oczekuje, by to z nim się dogadać. A przecież komunikowanie się wymaga wysiłku z obu stron i bez tego wysiłku zwyczajnie nie nastąpi. Pan Michał doświadcza tego pokazując komuś telefon komórkowy z wystukanym tekstem i otrzymując w zamian lekceważenie. Głucha czternastolatka doświadcza tego migając coś do człowieka na przystanku, który jej nie rozumie, bo nie zna języka migowego. Jednak w wypadku pana Michała jest tak, że on zrobił co mógł. A w wypadku osób głuchych?..