Dzisiaj mija rok od wejścia w życie rozporządzenia Rady Ministrów o Krajowych Ramach Interoperacyjności. To właśnie w nim zapisano obowiązek, by systemy teleinformatyczne podmiotów realizujących zadania publiczne były zgodne z wymaganiami WCAG 2.0 na poziomie AA. Dokładniej – prawie na poziomie AA, bo szczegółowy wykaz zapisano w załączniku nr 4 do tego rozporządzenia. Wykaz nie zawiera wszystkich kryteriów sukcesu na poziomie AA. Roczicowo naszły mnie refleksje na temat wdrażania tych przepisów.
Okres przejściowy kończy się za dwa lata. Po 30 maja 2015 roku wszystkie systemy teleinformatyczne muszą być zgodne z wymaganiami zapisanymi w rozporządzeniu. Minął więc rok, a pozostały jeszcze dwa lata do tego terminu, więc warto pokrótce opisać, co się dzieje i dziać będzie.
Rynek dostępności
Powoli rośnie świadomość istnienia czegoś takiego, jak WCAG 2.0. W parze nie idzie świadomość, że dostępność jest ważna. Jest to raczej przykry obowiązek prawny, który trudno jest spełnić. Wciąż za mało jest ewangelistów dostępności, którym dodatkowo szyki krzyżują mówiący o ogromnych problemach z dostępnością i wyjątkowo wysokich kosztach. Bo stworzył się już rynek na tego typu usługi, chociaż wciąż nie ma cennika. Każdy bierze ile chce, bo nie wie, ile to może być warte. Z kolei w sieci znaleźć można coraz więcej ofert zrobienia audytu dostępności za tysiąc złotych, co jest bardzo trudne, o ile w ogóle możliwe. Zatem powoli kształtuje się też rynek na dostępność. To dobrze, bo do tej pory popyt był dławiony małą podażą.
Wdrażanie dostępności
Rynek pojawił się szybciej, niż działania wdrożeniowe władz. Nie ma chyba dobrego pomysłu, jak wdrożyć dostępność na większą skalę, chociaż pojawiają się pierwsze idee. Z całą pewnością trzeba zaproponować instrumenty, które pozwolą na wdrażanie, zarówno prawne, jak i finansowe. Nadzieję pokładam w projektowanych przepisach unijnych i Programie Operacyjnym Polsk@ Cyfrowa, który rodzi się we współpracy Ministerstwa Rozwoju Regionalnego i Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. W tym bigosie mieszają różni osobnicy i próbują ugrać coś dla siebie lub swojej instytucji, ale wierzę w rozsądek urzędników, że się nie dadzą. Do wykonania jest ogrom pracy, którą trzeba dobrze rozdzielić pomiędzy administrację publiczną, firmy komercyjne i organizacje pozarządowe.
Monitorowanie dostępności
Problem monitorowania wdrażania dostępności pojawia się dosyć często. Nawet jeżeli ktoś zamówi dostępny serwis internetowy czy inny system, to skąd ma wiedzieć, że jest faktycznie dostępny? Zazwyczaj przyjmuje oświadczenie wykonawcy, że wszystko jest zgodne z WCAG 2.0 i to czasem nawet na piśmie. To jednak jest fikcja, bo ani zleceniodawca, ani (zazwyczaj) wykonawca nie potrafią tego ocenić. Nie ma żadnej instytucji, która w ramach swoich obowiązków, potwierdzałaby lub zaprzeczała zgodności z WCAG. Wszystko unosi się w atmosferze niepewności, niedopowiedzeń i lęku, że wszystko się może rypnąć. A wierzajcie mi – widziałem już serwisy z oświadczeniem o dostępności, które nie spełniały żadnego z wymagań WCAG. Niektórzy upatrują szans w certyfikacji stron, co wynika z zupełnego niezrozumienia, czym jest dostępność serwisu internetowego, czy może nawet szerzej – po prostu Internetu. Taki certyfikat ma tyle samo wartości, co wynik badań moczu. W danym momencie coś nam mówi, ale już za tydzień – absolutnie nic. Do tego dochodzi brak jednolitej, czy przynajmniej obiektywnej metodyki oceny dostępności. Każdy robi to po swojemu i nikt nie wie – jak. Jest problem, nad którym głowią się także w Komisji Europejskiej. Jak tam coś wymyślą, to i u nas się rozwiąże, ale do tej pory…
Środowisko dostępności
Z trudem i bardzo powoli rośnie liczba ekspertów ds dostępności. Dopóki accessibility nie będzie w głównym nurcie zainteresowań programistów i deweloperów. Trudno znaleźć czas na accessibility, skoro niewielu zna się nawet na usability czy responsive web design. Tylko nieliczni interesują się tym kawałkiem informatyki, bo wciąż pokutuje błędne przekonanie, że to są jakieś specjalne rzeczy dla niewielkiego kręgu odbiorców z płaskim portfelem. Jednak środowisko rośnie, do czego przyczyniają się ludzie nawiedzeni dostępnością, poświęcający swój czas i tracąc korzyści potencjalnego zarobku, by pokazać, że dostępność jest ważna. Wydaje się nawet, że w Polsce ten ruch przybiera na sile, szczególnie na tle innych krajów europejskich. A zatem trzeba go pielęgnować, organizować wspólne wydarzenia, dzielić się wiedzą i ciągle siać, gdzie się tylko da.
Dzisiaj mija też rok od opublikowania pierwszego wpisu na tym blogu. Nabrał on jednak rozpędu dopiero w lipcu, a od stycznia tego roku zaczyna notować przyzwoitą oglądalność. Bardzo mnie to cieszy jako autora, bo nikt chyba nie lubi pisać w pustkę. Mam też nadzieję, że to moje pisanie się przydaje w praktyce. Mam też większe plany, które teraz dojrzewają, a potrzebują czasu, wkładu pracy i pieniędzy. Jak dojrzeją – podzielę się nimi na łamach tego serwisu. A jeżeli ktoś chciałby go ze mną współtworzyć – zapraszam serdecznie do zgłaszania się. Praca znajdzie się dla każdego.