Opowieść o złym projekcie cyfrowego włączenia osób niepełnosprawnych

Byłem dzisiaj na panelu na temat roli nowych mediów w życiu osób niepełnosprawnych i myślę, że opisywany tam projekt może być przykładem, jak nie należy robić projektów. Rozczarowanie to uczucie, które towarzyszyło mi od godziny 15 aż do momentu pisania tego tekstu.

Projekt “Przeciwdziałanie wykluczeniu cyfrowemu osób niepełnosprawnych w Warszawie” wygląda mniej więcej tak. Bierzemy 2000 osób niepełnosprawnych wykluczonych cyfrowo, to znaczy takich które nie miały do tej pory kontaktu z komputerem. Dajemy laptopa z podłączeniem do Internetu, dwudniowe szkolenie wprowadzające i platformę e-learningową. Potem już są włączeni. Tak to wygląda z opisu Ireny Chmiel z Urzędu Miasta Warszawy i przedstawicieli firmy realizującej projekt. Platforma jest oczywiście zgodna z WCAG 2.0, kursy są dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych, a projekt jest ważny społecznie. Jeżeli komuś rączki złożyły się do oklasków, to niechże się wstrzyma, bo tradycyjny diabeł tkwi w tak zwanych szczegółach.

<p.Po przerwie kawowej zaczął się czas zadawania pytań. Dorwałem się jako pierwszy do mikrofonu i zadałem pytania o zgodność platformy z WCAG 2.0, doświadczenie szkoleniowców i inne rzeczy. I zaczęło się okazywać. Zgodność z WCAG 2.0 była robiona tak, że jak coś zrobili, to przepuszczali przez walidatory i jak było mało błędów, to uznawali sprawę za załatwioną. Jeżeli zaś chodzi o doświadczenie szkoleniowców w kontakcie z osobami niepełnosprawnymi, to osób niewidomych nie będzie, a dla głuchych będzie tłumacz języka migowego. Zagotowałem się i zapytałem, czy to ma znaczyć, że osoby niewidome zostały wycięte z projektu. Pani Chmiel najpierw stwierdziła, że się nie zgłaszały, a na uwagę z sali, że i owszem powiedziała, że sprawdzi. Teraz są dwie możliwości: osoby niewidome faktycznie zostały wycięte, albo organizator szkoleń nie jest przygotowany na ich przeszkolenie.

Zastanawia mnie też, czy firma szkoleniowa wie, jakie są ograniczenia percepcyjne osób niesłyszących. Przecież jeżeli grupa będzie patrzeć na tłumacza, to nie będzie patrzeć na monitory. A jak zacznie patrzeć w monitory, to nie dotrze do nich nic, co pokazuje tłumacz. Myślę, że to szkolenie będzie żenująco śmieszne, a na pewno nie będzie efektywne.

Kolejny zadziwiający element to oddzielny kurs dla osób niepełnosprawnych intelektualnie. Sam pomysł jest w porządku, chociaż obawiam się o jakość wykonania. Jednak czego będą się uczyć ci uczestnicy? Ano Worda, Excela i Powerpointa! Ja generalnie uważam, że osób początkujących nie należy uczyć żadnego Excela czy Powerpointa, ale obsługi poczty, jakiegoś komunikatora, przeglądarki i wyszukiwarki. Jednak znowu wyobraźnia zadziałała i przed oczami duszy stanął mi człowiek ledwie czytający, mający problemy z pamięcią i myśleniem abstrakcyjnym, który wstukuje coś w Excelu…

Mogę się tak wytrząsać jeszcze długo, na przykład przyponinając o tym, że szkolenie osób na wózkach oznacza sprawdzenie, czy się zmieszczą w sali. Jednak wcale nie jest mi do śmiechu, bo ten projekt kosztuje 25,7 miliona złotych! I będą to pieniądze wyrzucone w błoto. Są bowiem trzy możliwości:

  1. Projekt nie jest dla osób niepełnosprawnych, a dla tych co mają papier.
  2. Projekt nie jest dla osób wykluczonych cyfrowo, tylko dla tych, co chcą mieć za darmo laptopa.
  3. Projekt jest dla osób niepełnosprawnych wykluczonych cyfrowo i wtedy nie zostanie zrealizowany.

A najgorsze jest to, że za tak duże pieniądze można byłoby ten projekt zrobić dobrze. Teraz będzie realizowany kolejny projekt, tym razem za 13 milionów złotych. Czekam z niecierpliwością. Oczywiście – może też być tak, że projekt jest realizowany prawidłowo, a tylko informacje były przekazywane niekompetentnie. Jednak to właśnie na nich mogę bazować i moje wnioski są jak najgorsze.